Rodzicielstwo i życie na wsi w wersji slowlife

wtorek, Czerwiec 16, 2015 12 0

Pobudka, 4 rano. Słońce już dawno nie śpi. Pajda też. Postanawia, że blady świt to dobra pora na sikanie. Wstaję, wypuszczam, marznę przez 10 minut w tyłek na tarasie, wołam. Wracam do ciepłego jeszcze łóżka. Chłopaki śpią, Buła śpi. Ja wiem, że dla mnie to już koniec spania. Wydobywam spod poduszki czytnik i zapadam w świat mrocznych historii z Fjallbacki. O 6.10 dzwoni budzik. To znak, że wstaje Karol. Idzie do stajni, karmi i wypuszcza konie, karmi kury, użera się z krową która ma inną wizję chodzenia na sznurku. Karmi króliki i owce. W  tym czasie ja wstaję, prysznic, włączam ekspres na kawę. W szlafroku jedną ręką czeszę włosy a drugą tulę małe nachmurzone dziecko, które tuż przed 7 rano chce cukierki i kąpać się w basenie. Chwila ciszy. Cisza jest złowroga, w łazience bowiem jest powódź, bo małe nachmurzone już nie jest nachmurzone a robi pranie w bidecie.DSC_9549

Mam rozczesaną dokładnie połowę włosów, ale nadal jestem tylko w szlafroku. Sprzątam powódź.  Akcja pacyfikacja, wciskam w ręce książkę z naklejkami i włączam inhalator. W międzyczasie żelazko. Mimo porannego sajgonu nie ma opcji byśmy wyszli nieuprasowani. Na jednej nodze szykuję mu ubranie do przedszkola, kroję chleb. Będą kanapki. Słabo, bo na wsi powinny być placki z kwiatami bzu, albo inne takie. Nie będzie, będą kanapki. Dla mnie mogłoby być cokolwiek, byle wiadro kawy.

DSC_9538

DSC_9540

DSC_9557

Koniec inhalacji, kończę kanapki. Pół głowy mam skołtunione, bo nie zdążyłam rozczesać. Trudno. Lew idzie „pomagać” przy śniadaniu. Wyjada wszystko, co leży na kanapkach ojca. Niech to szlag. W międzyczasie wraca Karol, naprawia swoje kanapki. Znika pod prysznicem, na szczęście na krótko. Zasiadają, jest spokój.
Telefon pipczy. Przychodzi mail, rezerwacja agroturystyki. Goście będą o 15. Piję na stojąco kawę, w międzyczasie w jednej ręce kanapka, w drugiej telefon. Odpisuję na maila. Popijam kawę, połykam zbyt duże kęsy.
Dzwoni telefon, nie zdążyłam odebrać. Bo jedną ręką ubieram, drugą, trzymam kubas kawy. Dochodzi „godzina bałwanka” czyli ósma. Otwierają przedszkole. W pośpiechu się ubieram, bo nadal jestem w szlafroku. Maluję rzęsy. Telefon znów dzwoni. Grupa zorganizowana na Anatomię Farmy. W drodze do wyjścia zapisuję kto, co i kiedy. Uff jestem na dole, zapinam dziecko w fotelik. Cholera, zapomniałam plecaka z drugim śniadaniem do przedszkola. Wołam, Karol znosi. Jest dobrze. Dopiero 8.30.

Jedziemy.

W przedszkolu idzie sprawnie,dzień dobry, buty, kapcie, buziak, do widzenia. Wracam do domu. Jest 9. Późno.
Karol sprząta boksy, ja lecę szykować pokój turystom. Odkurzacz, kurze, mop. Nawlec pościel. Sprzątnąć łazienki.
Dochodzi 12.
Karol układa drewno. Ja zbieram się po Lwa. Druga kawa, znów pita na stojąco. Letnia. Nie szkodzi, ciepło jest…
Przeglądam się w lusterku i odkrywam, że mam pomalowane tylko jedno oko;] Nadrabiam zaległości.
Wracamy z przedszkola, wchodzę do domu i odkrywam, że dziś nie zrobiłam obiadu. Dobra, usmażę jajko, obiad będzie o 16.
Lew zmęczony marudzi, ogarniam bałagan poranny. Pralka jedna, druga.

DSC_9539

DSC_9541

DSC_9553
Pora drzemki, leżę obok i staram się skoncentrować na tym, by nie odpłynąć. jest 13.30. Ja jestem już 9,5 godziny na nogach.
Lew w końcu zasypia. Wracam do kuchni, obieram ziemniaki, surówka, przychodzi Karol, smaży kotlety.
15. 00. Budzę trolla. Spanie tylko do tej godziny, bo inaczej korowody wieczorne. Zachwytu z pobudki brak, ale nie jest nawet strasznie. Nawet. Bo bywa różnie, dziecko niewyspane to kiepski temat.

Siadamy do obiadu, domofon. Turyści przyjechali. Karol wstaje od stołu, idzie zakwaterować gości. Zanoszę jego talerz do kuchni, będzie miał odgrzewany obiad, niestety.
Wraca, je, zbieramy się na podwórko. Idę do warzywnika, to mój ogród zen. Wyrywam chwasty, w międzyczasie młody na placu zabaw, postanawia się kąpać w balii. Nie ma problemu, tylko szkoda, że zalał całe ubranie. Karol przerywa opróżnianie przyczepy, wracam na górę po suche ciuchy. Znów telefon, kalendarz, tak jest wolny termin.
Na dole przypominam sobie, ze podwieczorku pora, wracam po truskawki. Zjemy na podwórku.
Godzina 18.
Wracam do chwastów i poważnie zastanawiam się, czy się nie położyć między skrzyniami z warzywami i nie pospać trochę. Ale przychodzi Lew, opielić swoją skrzynkę. Więc ze spania będą nici.
Zrywam rzodkiewkę, sałatę na kolację, idę po jajo do kurnika. Drobne przyjemności.
19.30. Kolacja, Lew pływa w wannie. Ja odpływam, na stojąco. Karol jeszcze nie. Lew idzie spać. W teorii czystej. Bo będzie jeszcze kilka razy wychodzić z pokoju. Kilka albo kilkanaście.

Karol poszedł łapać konie, mam chwilę dla siebie. Przerywaną „wędrówkami ludu” –  podawanie książek, termoforu, koparki, picie, siku.
Odczekuję pół godziny bez wędrówek. Puszczam wodę do wanny, dużo piany. Rozbieram się.
Mamusiu!!! Zgubiłem auto!
Idę szukać, jest.
Wraca Karol. Po minie widzę, że w kondycji niczym koń po westernie. Ale jest w domu. Czyli mogę bezstresowo zanurzyć się w wodzie. Jest fajnie, książka, piana. Zjadam w wannie miskę truskawek ze śmietaną, których nie miałam czasu zjeść od 3 godzin.
Błogostan. Póki nie przypominam sobie, że musimy zrobić pakiety dla dzieci, które będą u nas jutro.
Koniec relaksu.
Stemplujemy torebki, wsypujemy ziarna, doniczka, cebulka. Jeszcze znaczek. 40 sztuk gotowe.
Dochodzi 23.
Doczołguję się do łóżka, jeszcze tylko kilka stron książki. Bez tego nie zasnę.
Karol jeszcze się krząta, kąpie. Wiesza trzecie pranie, o którym zapomniałam.
A ja zastanawiam się zasypiając o czym dziś zapomniałam, do kogo nie oddzwoniłam.
Marzę o weekendzie, albo o dniu w którym zrobimy tylko niezbędne minimum. Klnąc następnego dnia, że teraz jest dwa razy tyle roboty.

DSC_9544

DSC_9560

Wiem, że muszę szybko spać.
Taki to ostatnio u mnie slowlife.

Komentarze: 12
  • wali-mi-sie-dach
    Czerwiec 16, 2015

    „Dla mnie mogłoby być cokolwiek byle wiadro kawy” <3

  • monique
    Czerwiec 16, 2015

    ihihihihihihi to i u mnie dziś podobne klimaty :))) rozumiem w caluteńkiej rozciągłosci !!!!!!!!!! Buziak szybki bo złapałam sekundki na wizytę u Ciebie :))

  • marta Cozerka
    Czerwiec 16, 2015

    no to wygląda, że moje życie w mieście jest slow :)

    powodzenia w codzienności, super się czytało

  • Agnieszka Bakun-Kareło
    Czerwiec 16, 2015

    Dzień jak co dzień ;) normalne, na wsi jeszcze gorzej jest jak w mieście. Wiem, rozumiem, przerabiałam nieraz :) jak dojdą goście to będzie jeszcze gorzej ;) ale kochasz takie życie i to najważniejsze :)

  • mamalinka
    Czerwiec 16, 2015

    Dzięki Paulina za ten wpis, podniósł mnie trochę na duchu, bo już myślałam, że to tylko u mnie tak :) Pozdrawiam, życząc sił.

  • AgnieszkaK
    Czerwiec 16, 2015

    Nie było czasu na „slow” ;) Ale dzięki Tobie goście posmakują „slow life”, dzieci będą miały pamiątkę z Anatomii Farmy.
    Życzę wolniejszych chwil z książką w ręku :)

  • sabba16
    Czerwiec 17, 2015

    nooo…skoro masz jeszcze czas zeby to wszystko tak fajnie opisac tutaj to faktycznie slow life ;) jeszcze przyjdzie ten slow, nie boj sie..:)

  • Beata
    Czerwiec 17, 2015

    Pamiętam takie dni ………. teraz patrzę na nie inaczej, wtedy było mi ciężko. Zero czasu dla siebie. Dziś wiem, że nauczyło mnie to pokory do życia i innych ludzi. Beata

  • bajaderka
    Czerwiec 17, 2015

    A myślałam że u Was to naprawdę slow…a tymczasem niczym się nie różni od mojego mieszczańskiego ;)

  • Zarina
    Czerwiec 18, 2015

    Dużo pracy.Tez mam takie dni i zastanawiam sie po co mi była ta wieś???Mamy male gospodarstwo od jakiegoś czasu.Jeszcze poczatek.Rozdwajam sie jeszcze miedzy miast em bo też mam tam jeszcze co robić i mieszkanie i pies.:-) Doba mogła by mieć 48 godz.Ale jakoś daje sobie radę. Czasami zwalniam bo kręgosłup nie wytrzymuje i robie sobie przerwę. Wtedy mówię stop.Ale jestem szczesliwa że takie mam życie. Bo jade na wieś i wszystko mija.Jak popatrzę ile zrobiłam tam dobrej pracy.Bo ktoś nie umiał zadbać o swój dom i ziemię 20 lat.Mam satysfakcję i tyle.Goraco Pozdrawiam.

  • annarech
    Czerwiec 25, 2015

    Oj, skąd my to znamy… mój M. mawia, że jak mieszkał w Krakowie to wiódł spokojne życie, a jak powróciliśmy na Roztocze to na zakrętach nie wyrabia! Ale i tak jest fajnie. Powodzenia i zachęcam także do odwiedzenia naszego Roztocza. Tyż cudne ☺.

  • Aga
    Lipiec 8, 2016

    Trzeba zwolnić,Zycie tak szybko biegnie do przodu….Przez pośpiech i tak więcej nic się nie zrobi.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz